Une Stadami I dom
Nie był to trzynasty
ani nawet piątek
jak siadłem przed tiwi
- taki był początek
Na stole śniadanko,
jak na carskim dworze
myślę - łyknę kultury
przy telewizorze
Już przy pierwszym kęsie
byłem załamany
chciałem łyk kultury
- puścili reklamy
Najpierw przed suchością
przestrzegała dama
lecz ja nie mam pochwy
co nie zwilża się sama
Potem pan niemłody
lecz nadal przystojny
schylił się i wypiął
wielkie hemoroidy
Po nim przyszedł duet
walcząc z powodzeniem
ona z zatwardzeniem
on zaś z rozwolnieniem
Zdążyłem osuszyć
łyżeczkę od kawy
gdy mi objaśniali
co to są upławy
Nawet nie wiedziałem
jak rodzinę spina
i przy kaszlu jednoczy
płucna wydzielina
Myśl mnie ogarnęła
cokolwiek ponura
co ja tutaj paczę
gdzie jest ta kultura
I to wszystko w jakości
cztery k i stereo
było tak realne,
że mnie w dołku ścisnęło
Wtedy też nastąpił
lekki wzrost napięcia,
bo mi pokazali
jak zatrzymać wzdęcia
Dziwili się bardzo
i starzy, i młodzi
jaki wpływ ma siarka
na wyziewy cioci
I to nie był koniec
edukacji od rana
bo uczyli jak wzniecić
ognisko u pana
A gdy już na serio
pan się rozochocił
to nadeszło tsunami
bo się pan zapocił
Pojawiła się również
grzybica paznokcia,
która panu zjadła
rękę aż do łokcia
Był też krótki spocik
taki z życia wzięty,
jak pani na plaży
popękały pięty
I gdy po tej serii
wzięło mnie na wymioty
puścili reklamę
„zażyj lokomotiw”
Wtedy zrozumiałem,
że to nie był przypadek,
że jest sens w tych reklamach,
wypuszczanych stadem
by dublować efekt,
z siłą końskich kopyt,
że reklama jest po to,
aby budzić popyt.
Święta ...
Jak co roku
gdy rodzina
w dzień świąteczny
obiad wcina,
to donośne
niesie echo
rozmów pod
niejedną strzechą:
- Patrz jak lejesz,
zrobisz plamę,
- Już widziałam
tę reklamę,
- Jak przeżuwasz
zamknij usta,
- Babciu, świetna
ta kapusta,
- Weź ze stołu
łokcie swoje,
- Za kim jesteś?
ja p...
- Jedz, bo cioci
będzie przykro,
- Nie wypluwaj,
- Może z rybką?
- Sama robisz,
czy to kupne?
- Przycisz trochę
bo ogłuchnę,
- Nie polewaj
mi już więcej,
- Kto ostatni
był w łazience?
- W przedpokoju
powiesiłem,
- O tym cieście
zawsze śniłem,
- W tiwi znów
te same gęby,
- Dziadek gdzieś tu
zgubił zęby.
- Masło twarde
bo z lodówki,
- Koniec diety
i głodówki,
- Podaj chlebek
jeśli łaska,
- To jest przepis
od Okraska,
- Jeść śniadanie
po południu?
- Ja tam wolę
Święta w grudniu,
- Może jeszcze
ptasie mleczko?
- Za zajączka,
- Pod jajeczko,
- Chyba Ci
na oczy padło,
- Co tak ciemno?
Zapal światło.
- Ile dałaś?
- Przyszła renta?
- Nie, to w ramach
Providenta.
A gdy miną
trzy dni z rzędu,
pada zwykle,
tak z rozpędu:
- No to jedźcie.
Nie do stołu,
Wy już jedźcie,
lecz do domu.
Z notatnika romantyka
Dynia
Jak co tydzień w sobotę
idę sobie przez rynek
wtem cichutkie słyszę
- tato kupmy dynię
- na co ci ta dynia -
trochę zdziwił się tata
- lepiej kupię ci synku
kiwi lub batata
- oj tatusiu drogi
walcz o polską tradycję
tak jak zamiast ferrero
zjadasz z wedla delicje
polską wieś zasilasz
gdy kupujesz dynie
staropolską tradycję
krzewiąc w halloweenie
- dla mnie kupić dynię
to po prostu pestka
lecz to chyba tradycja
z lekka jest jankeska
- oj ty tato, tato
a w jakiej karocy
po balu Kopciuszek
jechał o północy?
a gdzie to Hodona
Mieszko topił w trzcinie?
pod jakim to miastem?
no właśnie, w Ce-dynie
albo wtedy gdy Ulryk
- Grunwald z tego słynie-
przesłał tuż przed walką
dwa mieczyki i dynie
albo mistrz Kopernik,
do dziś z tego słynie,
że zatrzymał słońce
a poruszył dynię
sam więc widzisz tato,
że my i te dynie,
to związani jesteśmy
jak baleron w kantynie
Z pamiętnika statystyka
Osiem procent badanych
stwierdziło w sondażu,
że Halloween to dla nich
dzień bez makijażu.
Z pamiętnika automechanika
o cofnięciu zegarów
trąbią od miesięcy
więc mechanik cofnął
o dwieście tysięcy
Na Marka J.
Marka Marka
Warki miarka.
Gdybyś
A gdybyś Ty tak za miedzą mieszkał...
Gdyby tam wiodła przez łąki ścieżka.
Biegłabym bosa i potargana,
By Ci powiedzieć Dzień dobry z rana.
Jeszcze po rosie, w nocnej koszuli,
Żeby się w Twoje ramiona wtulić....
Żeby się w Tobie zdala od ludzi
Dośnić do końca, a potem zbudzić.
A gdybyś Ty tak mieszkał za lasem,
To ja przed nocą przyszłabym czasem,
By Ci Dobranoc nim gwiazda spadnie
W ciszy wieczornej wyszeptać ładnie.
W białej pościeli objąć Cię ciasno
I długo w nocy nie dać Ci zasnąć.
Żebym się w Tobie co noc od nowa
Przed całym światem umiała schować...
Gdybyś tak mieszkał za lasem, rzeką...
Gdybyś tak mieszkał gdzieś niedaleko....
...
A gdybyś ty tak za rzeką mieszkała
płynąłbym do ciebie, niosłaby mnie fala
powiew wiatru, nurt bystry, żadna to przeszkoda
ani sieci rybackie, ni zdradliwa kłoda.
I każdego ranka budziłbym cię czule
wykręcając mokrą nad głową koszulę
patrzyłbym w twe oczy, uśmiechu szukając
Afrodyty narodzin możliwość nadając.
A ty uczuć mych pewna wyszeptałabyś godnie:
- Romantyku mój miły wykręć jeszcze i spodnie.
- Tęskniąc czekam na zimę, która swoim chłodem
całą rzekę nocą skuje wreszcie lodem.
Nie ma problemu
Wracam sobie do domu trochę po północy
z małego przyjęcia, a tu niczym z procy
żona moja w progu startuje już do mnie
z całą listą zarzutów i stałych wypomnień.
Ale to nie problem, co mi to tam tam,
zaraz coś wymyślę, bo się na tym znam.
Biorę więc kuchenny, bardzo długi nóż
i odcinam jej język, niczym listki z róż
niech nastanie cisza choćby i grobowa
lecz krwi tyle tryska, że Niagara się chowa.
Ale to nie problem, co mi to tam tam,
zaraz coś wymyślę, bo się na tym znam.
Biorę ręcznik z szafki, ścieram z krwi kałużę,
lecz z parkietu drzazga wchodzi mi w odnóże.
Dużymi cęgami, drzazgę niczym kłodę
szybkim ruchem ciągnę, prosto w żony brodę.
Ale to nie problem, co mi to tam tam,
zaraz coś wymyślę, bo się na tym znam.
By broda nie spuchła i nie było szkody
okład chcę więc zrobić z samej zimnej wody.
Lecz małżonka przypadkiem łokieć mój potrąca
zamiast zbawczej zimnej, leje się gorąca.
Ale to nie problem, co mi to tam tam,
zaraz coś wymyślę, bo się na tym znam.
Na zimną wnet zmieniam, by jej skrócić męki,
lecz mi gładkie cęgi wyślizgują się z ręki,
lecąc z wielkim impetem w kierunku podłogi,
walą mi w dużego palucha u nogi.
Ale to nie problem, co mi to tam tam,
zaraz coś wymyślę, bo się na tym znam.
Schylam się do stopy by ocenić ranę
a dla równowagi klinuję się z kranem
Zbyt szybko się schylam; i choć nie bez walki
ślizgam się na wodzie, tej z wprost umywalki.
Ale to nie problem, co mi to tam tam,
zaraz coś wymyślę, bo się na tym znam.
Gdy tak lecę na plecy prosto w wannę pod wnęką,
walę głową w klamkę a w kinkiecik ręką.
Nim upadam na dobre dziwne ciarki me ciało
przeszywają na przestrzał, jakby było mi mało.
Ale to nie problem, co mi to tam tam,
zaraz coś wymyślę, bo się na tym znam.
Fajerwerki strzeliły najcudniejsze na świecie
a prąd zmienny mnie zwęglił, co się czaił w kinkiecie.
Ale to nie problem, co mi to tam tam,
dla diamentu wszak popiół początkowy to stan.
Szafa
Na Wielkanoc
Gdyby RADOŚĆ licznikiem odmierzyć się dało
badając po równo - i duszę - i ciało
to życzymy Wam w Święta już dziś rozpoczęte
by bezpieczniki Wam strzeliły przepięte
Gdyby MIŁOŚĆ dawała się zamknąć w balonie
prosto z serca pobranej wprost po Pavulonie
to życzymy Wam Świąt słodkich jak malina
i rozmiarów balonu w klasie Zeppelina
Gdyby NADZIEJĘ skroplić można było
w jakiejś małej chłodniczce co się z Czech przemyciło
to Życzymy Wam Świąt tak ubogaconych
i z kielichem w dłoni przy skraplaczu spędzonych
A gdy już tej radości, miłości, nadziei
będzie u Was tyle, ile żeście chcieli
to ktoś powie kończąc śmichy i chichoty
-Święta, Święta i po Świętach, jutro do roboty
Biedronka
Jak to zwykle wiosną bywa
Raźno wokół słońce świeci,
Zaś w przedszkolu w piaskownicy
Miło czas spędzają dzieci.
Biedroneczka przyfrunęła
I na rączce siadła Zuzi
I została wielka radość
Wytłoczona na jej buzi.
Z ciekawości Zuzia zerka,
Ile kropek ma biedronka,
Ile szczęścia z sobą wniesie,
I czy aby to nie stonka.
- Ile lat masz biedroneczko -
słodko pyta grzeczne dziecko.
A biedronka skrzydła składa
I w te słowa odpowiada:
-Liczyć jeszcze nie potrafię
Lecz mi rzekła moja matka,
że jak będę wszystko jadła,
jutro skończę cztery latka.
Iskiereczki błysły Zuzi
W oczkach niczym dwie komety
I z uśmiechem godnym fotki
Tak odrzekła: Ha, niestety,
Ale coś mi się tak zdaje,
Że kłamała Cię mateczka,
Bo nie skoncys ...
I w ruch poszła łopateczka.
Uwaga - żadna biedronka ani inne żyjątko nie odniosło obrażeń podczas pracy nad utworem.
Zabawa
Co to było za święto
Moja droga sąsiadko
Żeście wczoraj w ogrodzie
Tańcowali tak chwatko ?
Żadna tam zabawa
Choć się nikt nie smucił
Tylko przez przypadek
Dziadek ul przewrócił
Szwarckopfciuczek
A gdy po kolacji wszyscy spali już twardo,
Ona jedna przy zlewie wciąż zmywała hardo,
I nuciła pod nosem sobie refren ze snów:
MerCif, że jesteś tu.
Z pamiętnika dróżnika
Pytała dróżnika jedna z kolejarek:
- Czy przestawił Pan może już dzisiaj zegarek?
A on w słonecznym, wiosennym nastroju,
- Ależ oczywiście - z kuchni do pokoju
Wszystkie fotografie z biblioteki własnej CICHOTEKI